Dziennik francuski
1-10 Maja

1 maja

  Dziś rano wkurzyłem się na swoją pamięć. Jest chłodna i beznamiętna. Pamiętam dobrze wszystkie drobiazgi z okresu chorej (czytaj nierozsądnie wyolbrzymionej) miłości do D., ale wspominając czuję się jakbym oglądał film... Nie mój film. Nie pamiętam uczuć... Może to kwestia czasu? Minęło przecież 15 lat.

  A może to kwestia tak zwanej dojrzałości? Jak pisał Miłosz [1]:

Więc to jest ta wielka dojrzałość,
Trochę mądrość, trochę żałość,
Życia własnego niedbałość?

  A więc letniość uczuć... Już tylko w snach przypominają nam się cierpienia z okresu dojrzewania, na przykład jak wtedy gdy odchodziła ukochana osoba. Budzimy się wtedy zlani przysłowiowym potem. Ale na jawie nie jesteśmy w stanie odczuwać tego tępego, podczaszkowego bólu psychicznego który aż zamienia się w ból fizyczny.

  Zadzwoniłem wieczorem do Zosi i potem, już po rozmowie, zauważyłem że dużo mówiłem a mało słuchałem. To dlatego że bałem się ciszy w słuchawce. Bo cisza w słuchawce, kiedy się ma tylko głos drugiej osoby, to jak cisza zamiast znajomego bicia serca: przerażające. Ta sama cisza, kiedy się leży obok siebie w łóżku, może być czymś wspaniałym.

  Choć nie, to nie jest "ta sama cisza", to jej inny rodzaj. "Inny rodzaj ciszy".

2 maja

  Zamknąć ucho muszlą dłoni. Słyszeć szum. W tym prostym szumie jest coś z wolności chmur, mórz i powietrza. Tej wolności która nas przerasta i dzięki temu nas uspokaja. Jej perspektywa potrafi zmyć wszystkie chwilowe i małostkowe zmartwienia, problemy i stresy.

  I niech sztuka mówi o tym. "Czy sztuka jest w ogóle wypracowaniem na temat?" - pyta Gombrowicz we wstępie do "Trans-Atlantyka". Tak, w szkołach, w uczelniach plastycznych sztuka bywa "wypracowaniem na temat". W szkole fotografii w Arles nazywają to "dyskursywnym podejściem do fotografii". A przecież nawet Witkin, który jak się wydaje, tworzy obrazy przemyślane od początku do końca, powiedzial kiedyś: "zdjęcie nie musi się do końca tłumaczyć".

  Brak kompletnego wytłumaczenia a więc jakaś tajemnica. Jedna z wielu tajemnic możliwych do wyrażenia na fotografii a nie wytłumaczalnych.

3 maja

  To ciekawe, ale czy okres buntu tak charkaterystyczny dla nastolatków w kulturze zachodniej to nie po prostu poszukiwanie tak zwanej autentyczności którą w naszej kulturze sie czci? Co to jest owa autentyczność? To jest zbiór cech osobowości charakterystycznych dla jednostki i wypływających z niej. Coś co należy jak najbardziej i wyłącznie do jednostki. A więc chodzi o przeniesienie pojecia własności w obszary 'niefinansowe', nieekonomiczne, w obszary ducha.

  Buddyści twierdzą raczej że "autentyczność" jest bezosobowa i jest związana z postrzeganiem rzeczywistości i z byciem jednością ze Wszechświatem.

4 maja

  Poinformowałem w pracy o mojej wystawie fotograficznej. Różne reakcje. Niektóre charakterystyczne, jak J. Ten człowiek zrobi karierę. Potrafił przez 15 minut zadawać pytania w stylu czy zdjęcia są czarnobiałe czy tylko kolorowe... To sie nazywa mieć zmysł prowadzenia konwersacji.

  Są ludzie, których jestem skłonny traktować z góry. Z różnych powodów. Czasami bywa to nadmierna łatwość prowadzenia płytkiej konwersacji, jak w przypadku J. (wolę ludzi którzy nic nie mówią kiedy nie mają nic do powiedzenia), tudzież zdolność do "urządzenia się", pokrętnego znalezienia swojego miejsca w jakiejś strukturze. Czasami owa zdolność "urządzania się" przybiera karykaturalne rozmiary, kiedy jakieś stanowisko zajmuje człowiek nieuczciwy, arogancki i niekmopetentny. Znam takie przypadki, przynajmniej w Polsce, bo we Francji zdarza się to prawdopodobnie rzadziej.

  Szanuję ludzi którzy pracują z pasją ale też nie 'idą po trupach' do celu.

5 maja

  Jedziemy, kręte pirenejskie serpentyny, Zosia mówi o złych kierowcach i o tym że więcej ginie we Francji ludzi z powodu wypadków dorogwych niż z powodu raka. Chciałaby żeby drogi, żeby całe życie przypominało starannie wyregulowany, szwajcarski mechanizm. Sprzeczam się z nia i mówię że w naturze istot żywych nie ma takiego porządku. Ale Alzackie księżniczki mają swoje niemieckie podejście do tego rodzaju spraw. Nie daje się przekonać. Mówi głośno i agresywnie. Kiedyś dużo czasu zajęło mi nauczenie się że to jej zwykły sposób mówienia a nie atak na pozycje przeciwnika.

6 maja

  Francuzi bywają beznadziejni. Zaszedłem do takiego sklepiku z żywnością z całego świata i zobaczyłem polskie ogórki konserwowe. Radość moją zakłócił fakt że stały one na półce podpisanej "Moyen-Orient". Bienvenue au Europe!

7 maja

  Wystawa. Wernisaż. Przyszli ludzie. Po północy zostali tylko znajomi i "galernicy". Wreszcie luźniej. Rozmowy bardziej o wszystkim. Zosia miała rację, mam strasznie wielu znajomych. Rozmawiamy. O zdrowiu Petera. Nasz Anglik ma się nie za dobrze. O wystawie w Sete. O Witkinie. O Saudku. O Appelcie.

  Cały ten blichtr. Ci ludzie z którymi przecież nie za często się widzę, nie znam ich kłopotów tak, jakbym chciał, ale jednak autentycznie się cieszę kiedy ich tak spotykam, tak trochę w przelocie choć siedzimy już dwie godziny i "galernicy" najwyraźniej chcieliby pójść do domu. W Montpellier po dwu latach znam więcej ludzi niż w Polsce po kilkunastu. No i co? Ano ogarnia mnie przerażenie, bo gdzie byłoby mi dobrze żyć? (co znaczy dobrze żyć? Powiem: twórczo, wygodnie i przede wszystkim 'u siebie') I dlaczego nie tutaj? Zawsze nie tutaj...

8 maja

  Ważniejsze jest kim się jest niż co się robi/zrobiło. To też napisał Gombrowicz. Proste i prawdziwe. Z grubsza.

  Dlaczego z grubsza? Ano istnieją naukowcy, na przykład fizycy... Cała estyma i legenda Einsteina... Czy przed nim ani po nim nie było nikogo równie inteligentnego? Czy miał po prostu szczęście i był dość inteligentny żeby je wykorzystać o odmienić bieg cywilizacji? Różne oceny, różne zdania, różne opinie. Ale ta pojedyńcza jednostka z jakichś powodów osiągnęła więcej niż całe rzesze niesłychanie inteligentnych ludzi przez następne 50 lat po nim. I co? Kto wie jaki Einstein był jako człowiek? Albo Newton? Newton był ponoć okropną osobą: dyskredytował innych badaczy, przypisywał sobie ich osiągnięcia. Einstein zostawił pierwszą żone - inteligentną i niezależną, i ożenił się z kuzynką. Czy to świadczy i czymś innym niż o tym że w wielu aspektach życia przypominał większość ludzi?

wieczorem:

  Jechałem ze 120, właśnie założyłem kasetę Hołowni, wyprzedzał mnie jakiś wypasiony mercedes na austriackich numerach, jechał tak ze 140. Nagle z krzaków obok oderwał się niewielki czarny ptak, przemknął przed maską mercedesa i obniżył lot do samego asfaltu jakby chcąc przemknąć pod podwoziem mojego auta. Nie udało mu się. Uderzenie. Zakląłem, choć to nie moja wina, wszystko zdarzyło się w ułamku sekundy tak, że zdążyłem zaledwie zdjąć nogę z gazu.

  Po oddaniu ptaszkowi należytych chołdów ("durna ptaszyca, czemu leci prosto pod koła!") i umartwieniu się przez moment zacząłem zastanawiać się czy możliwy jest świat bez śmierci. Wyobraźmy sobie że przyroda stworzyła nas w taki sposób, że ewoulujemy nie gatunkowo ale tylko i wyłącznie osobniczo. Każdy z nas zmienia się po trochu, nie zatracając jednak swojej tożsamości. A więc nie ma śmierci... Czy to możliwe? Dlaczego przyroda wybrała model ewolucji ze śmiercią osobniczą i ewolucją gatunkową? Czy to jest bardziej efektywne? A może po prostu jest to dowód że świadomość jest powiązana z materią: gdyby osobnik zmieniał tylko po troszę części siebie to w końcu i tak doszłoby do zmiany tej części, tego organu który nosi 'osobowość' i osobnik stałby się już innym osobnikiem, zupełnie tak jakby umarł a urodził się potomek. A więc czy osobowość jest w ogóle możliwa bez jakiejś formy śmierci?

  Podsumowując: osobowość to coś, co musi się narodzić w procesie. Nie może powstać gotowe. To zaprzeczenie masowej produkcji jednorazowych przedmiotów. Coś, co jak już się narodzi, musi się zmieniać (Proust pisze o wielokrotnych śmierciach samego siebie w miarę jak płynie życie i jak się zmieniamy). A zmiana to śmierć tego, co było, aby mogło narodzić się nowe. Czyli śmierć jest tak naturalna i logiczna jak istnienie lub nieistnienie, jak zmiana, jak czas.

9 maja

  Na Zachodzie ludzie częsciej używają pojęcia skali niż w Polsce. To bardzo technologicznie i ekonomicznie przydatne pojęcie. Pojęcie podstawowe. Wyznaczajce granicę między ogródkiem a ogrodem. Między posiadaniem szczoteczki do zębów a miliarda dolarów.

  Skala to coś bardzo rzeczywistego, osadzonego w naszym praktycznym świecie. Załózmy że czekam na Zosię a ona jak zwykle się spóźnia. Przez chwilę dobrze jest czekać na kogoś kochanego. Czemu nie? Bohater idealny czeka do skutku, czeka w nieskończoność, ale prawdziwy człowiek, ten z krwi i kości a nie z taśmy filmowej, ten który właśnie wstał od biurka, skazany jest na bliżej nieokreśloną skalę. Kiedy jest już "za długo"? W którym momencie waza przelewa się?

  A jednocześnie skala to jest coś, od czego chcielibyśmy abstrachować. Chcielibyśmy teorii niezależnej od skali. Jak dotąd słabo się to udaje. Dla dużych skal mamy Ogólną Teorię Względności, dla małych Kwantową Teorię Pola. Trzeba przyjąć że zmiana skali niesie ze sobą jednak zmianę pewnych jakości!

  Ech w ogóle ta cała nasza logika. Obiekty i oddziaływania i podmioty. Podział wedle funkcji które spełniają w sposób widoczny. Wszystko jest obiektyem, który ma określone właściwośi i który w określony sposób oddziaływuje z innymi obiektami. Czy w ogóle jest możliwy inny schemat?

10 maja

  M. zachwycająca się Francescą Woodman i robiąca sobie zdjęcia nago. Ale o ile zdjęcia Woodman są mocne, zdecydowane, to w fotografiach M. jest blada nieśmiałość, jakby potrzeba potwierdzenia, jakby te fotografie nie były tylko zdjęciami mówiącymi "zobacz co ja myślę" ale też lekką kokieterią - zobacz jaka jestem, ale nie pokaże się całkiem, ubiorę się w delikatny welon melancholii. Taka jest M., nieśmiała, nie mówiąca jeszcze swojej prawdy jasno i wyraźnie, może dlatego, że tej prawdy o sobie jeszcze nie zna?


[1] Czesław Miłosz, z wiersza "Piosenka na jedną strunę" (rok 1938)

Copyright Mariusz Sapinski 2001-2005