Dziennik francuski
pewnego dnia później, już na jesieni...
5:32 rano. Koło Ziemi przemknęła asteroida. Ja się nawet trochę wyspałem w samochodzie. Na austriackiej autostradzie.
Minęło kilka miesięcy. Zdarzyły się katastrofy z których powoli, powolutku podnosiłem się w tempie przypominającym bardziej wzrost stalaktytu niż powstawanie feniksa z popiołów. Trzymałem się teorii że każdy koniec jest początkiem czegoś nowego. Czegoś musiałem się trzymać. Udało się.
Pomogło mi zapominanie przez niemyślenie. I wyjazd do krajów bardzo dalekich o górach bardzo wysokich, gdzie aż oddychać było trudno.
I koniec. Koniec etapu. Oczywiście życie nie jest naturalnie podzielone na etapy, my je dzielimy, mniej lub bardziej świadomie. Używając do tego kobiet do których czujemy się przywiązani, prac które wykonujemy i miast w których mieszkamy, lub tych z których wyjeżdżamy.
I kiedy wrócimy do takiego miasta, kiedy przejdziemy samotnie ulicami pełnymi nowych ludzi, będzie sie nam wydawało że za każdym rogiem, w pubie, w kawiarni, w rogu placu Jean Jauresa, dostrzeżemy młodszego od nas człowieka, który właśnie rozmawia z Markiem Filozofem przy porannej kawie, albo który obejmuje Isabellę, albo który płacze w milczeniu, w środku nocy, po rozmowie z Zosią. Te sceny które najbardziej się pamięta, które wydają się wypalone, niby szczególny rodzaj fotografii, w murach tego miasta, w murach kamienic przy rue Petit Lodge, w murach La Peyrou, te sceny które najczęściej zdarzały się w środku nocy, nad ranem, albo koło świtu. I idzie się z oczami szeroko otwartymi, niby wariat, widząc coś zupełnie innego niż świąteczni przechodnie.
Przyjaciele. Marek i Jess zamieszkali razem. Po kilku miesiącach wyglądają nie mniej szczęśliwie niż na początku. Czasami mają gorsze chwile ale oboje z determinacją wierzą że klamka zapadła. Odczekują jeszcze trochę, tak dla przyzwoitości. Marek stracił przydomek filozofa. Mógłby za to teraz być ojcem, głową rodziny.
Peter wylądował w szpitalu. Zdiagnozowano rzadką chorobę wątroby. Wygląda już lepiej, ale chyba nigdy już nie będzie mógł wypić kufla swojego ulubionego Guinessa.
Arnaud, Christoph - bez zmian. JB w pięknym stylu obronił doktorat. Isabelle jest w ciąży. Nikt nie wie z kim. Nie chce powiedzieć.
Kiedy myślę o nich i o tym co się stało, patrząc na mgłę podnoszącą się ponad doliną którą biegnie ta austriacka autostrada, doznaję uczucia pewności że świat się nigdy nie skończy i nie mam pojęcia dlaczego ale myśl o własnym, prywatnym kresie nie wydaje się już taka dojmująca.
Czas jechać.
Copyright Mariusz Sapinski 2001-2005