Dziennik francuski
21-31 Marca
21 marca
Wiosna nadeszła. Ciepło w słońcu, zimno w cieniu. Gruba mucha pojawiła się nie wiadomo skąd. Wstałem rano dość wcześnie i zanotowałem że pierwszy promień słońca w mieszkaniu przy ulicy Asimova pojawił się o 7:38.
Wpadł mi w ręce dzisiaj cytat z "Dziennika 1954" Tyrmanda: "Ponure i bolesne jest to, że po latach łajdacy i durnie dochodzą do przyzwoitości i rozsądku nie walcząc o nic i nie poświęcając niczego - jedynie wymykając się konfrontacjom ze złem aż do czasu, gdy słuszność i uczciwość zwyciężą same, przy pomocy historii lub tylko mody". Bardzo trafne. Zawsze na czasie. Wystarczy się rozejrzeć.
23 marca
Wytwórnie płytowe chciałyby chyba żeby każdy płacił za każde wysłuchanie jakiegokolwiek utworu muzycznego. Oczywiście jest to paranoiczna przesada. Trzeba znaleźć równowagę! Muzyka, której się tylko słucha, nie jest czymś, co się posiada... Zresztą większość muzyków nie zgodziłaby się na to. Można płacić za komfort posiadania utworu w ten sposób, że można go w każdej chwili odtworzyć. Ale nie za sam fakt słuchania!
Choć ostatnio pojawiły się ciekawe pomysły... na przykład telefony komórkowe dają Ci tani abonament jeśli za każdym dzwonieniem zgodzisz się odsłuchać jakąś reklamę... Czyli fakt słuchania ma swoją cenę. Słuchania reklamy...
Gdzie te czasy kiedy ludzie przegrywali sobie kasety, nagrywali piosenki z radia i nikt się tym nie przejmował? Problem pojawił się wraz z inernetem. Teraz wymiana i przegrywanie może być praktykowane na wielką skalę, automatycznie, bez bezpośredniej znajomości z właścicielem płyty... Zjawisko dotąd marginalne stało się regułą.
Jak to właściwie powinno być? Dość trudno powiedzieć... Bo muzyka to zarówno brzdąkający sobie na gitarze osobnik którego spotkałem dzisiaj na La Peyrou (i który miał wystawiony kapelusz, a brzdąkał wcale nieźle) jak i wielcy gwiazdorzy estrady, słynni mocą swych talentów lub częściej mocą potężnych promocji... Stworzeni po to, żeby wytwórnie płytowe mogły zarabiać pieniądze. Aż korci żeby takich piracić. Choć nie zawsze warto ich słuchać...
I jak tutaj powiedzieć co jest a co nie jest w porządku? Muzyka powinna być wolna ale artyści powinni dostawać swoje wynagrodzenia.
24 marca
Czytałem ostatnio 2 artykuły w których autorzy mówili, że nasz - Polaków wkład w kulturę światową, jest niewielki. Że nawet ne nieliczne zabytki, które mamy, są dziełem cudoziemców: na przykład ołtarz w kościele Mariackim jest Wita Stwosza - Niemca, katedra na Wawelu jest projektu jakiegoś Włocha, w zbiorach muzeum Czartoryskich jest "Dama z Łasiczką" pędzla samego Leonarda...
Z drugiej strony gdy czytam Chwina czy Stasiuka to zaczynam się zastanawiać na ile "wkład w kulturę światową" nie jest jednak bardziej sprawą odpowiedniej reklamy a nie faktycznych zdolności? To są bowiem pisarze na poziomie światowym... Albo Kantor... Zresztą on to akurat jest znany w świecie, choć nie szerokiej publiczności a wielbicielom współczesnego teatru.
Nasza kultura, jak to co Robinson stworzył na swojej bezludnej wyspie, w znacznej mierze była jest naśladowaniem tego, co można było zobaczyć na Zachodzie. Obrazy malowane na wzor, książki pisane na wzór, podobne do czegoś, co już powstało... Ale czy to jest aż tak istotne i kluczowe? Może to tylko dowód na to, że kultury narodowe praktycznie nie istnieją jako twory niezależne, że każda kultura narodowa musi żywić się innymi kulturami?
Co może troche boleć to przypuszczenie że to, co faktycznie wnosimy do kultury światowej, ta polska melancholia płaczących drzew, romantyzm narodowych zrywów i osobliwe poczucie humoru że to są wartości na tyle hermetyczne i niezrozumiałe dla współczesnych, epikurejskich społeczeństw, że tak na prawdę nic nie jesteśmy w stanie im dać. Nasz odcień, charakterystyczny ton, wydaje się być przez większość ludzi na Ziemi niezauważony.
A jednak chciałoby się tego odcienia, posmaku bronić. W imię różnorodności, wierząc że jest to jednak coś bardzo istotnego. Weźmy na przykład "Rejs" Piwowskiego. Puszczałem kiedyś ten film Zosi. Powiedziałem że kultowy, polski, tłumaczyłem dialogi, próbowałem wyjaśniać sytuację i kontekst Kiwała głową na znak zrozumienia. Powiedziała że we Francji też takie coś mają i kilka dni później przyniosła mi głupawą francuską komedię o trzech braciach którzy nie wiedzieli wzajemnie o swoim istnieniu. Totalne nieporozumienie!
Pytanie brzmi: skoro jest wiele wartości w naszej kulturze których prawdopodobnie nigdy nie będziemy w stanie przekazać kulturze Zachodniej ("Rejs" nigdy nie zrobi kariery na Zachodzie! Chyba że przy pomocy wielkiej akcji propagandowej, jak angielski humor, ale jednak angielski humor jest o wiele mniej hermetyczny), ale czy przynajmniej będziemy potrafili je zachować?
25 marca
Genewa, wiatr, ostre słońce. Na miejskiej plaży można było ukryć się za murkiem, położyć na drewnianym pomoście i wygrzewać kości i być odciętym od jednostajnego Genewskiego szumu miejskiego (przysiągłbym że jest to szum charakterystyczny dla Genewy, inny niż we wszystkich pozostałych miastach świata, może to z powodu wielkiego jeziora?). Fale i wiatr z taką niesamowitą łatwością gaszą hałas ulicy, odległej o zaledwie 100-200 metrów. Niby prawie w środku miasta a jednak z dala od miasta się jest.
Dziś, w tym wietrze, mam wrażenie że Genewa jest miastem ludzi biznesu i "ludzi bogactwa". Ci żyją 'ostro' na co dzień, decydują o losach międzynarodowych korporacji, stresują się losami Świata... tacy ludzie którzy 'ostro' żyją muszą potem 'ostro' odpoczywać, i Genewa wydaje się dobrym miejscem dla nich. Jest w klimacie miasta coś, co pozwala odetchnąć, ale nie w sposób w jaki oddycha się po ciężkim dniu siadając przy zacisznym kominku, ale odetchnąć jak kapitan żaglówki wychodzącej wreszcie na morze. Przy silnym wietrze.
26 marca
Autostrady... wpatrywanie się w jeden punkt... Nasza cywilizacja powinna coś wymyślić bo spędzanie godzin na autostradzie nie należy do przyjemności. Ogłupia. Męczy. Zwłaszcza jak trzeba to robić regularnie, cały jeden dzień w tygodniu.
Jedynie podróżowanie statkiem daje komfort. W samolocie czy w samochodzie przebywa się tylko chwilę, są to aparaty przeznaczone do przemieszczenia się z miejsca w miejsce. Pociągi też. Więcej czasu spędzają stojąc niż poruszając się. Przygotowywane do drogi.
Na statku zadomawiasz się na czas podróży. Statek staje się twoją bazą wypadową. Musi zgromadzić zapasy żywności i energii wystarczające na tygodnie żeglugi. Na lądzie najbliższy jest mu chyba samochód kempingowy. Mieć takie coś, jechać w ostatnie dzikie miejsca, zatrzymywać się, otwierać okno na coraz to nowe widoki... kiedyś to zrobię.
Więc statek oznacza podróż komfortową. Statek jest jak dom, ale jest bardziej zamknięty w sobie, niezależny od otoczenia bo otoczenie się zmienia więc statek musi być autonomiczny. Nie ma ogrodu wokół statku.
W ekstermalnych przypadkach statek to uosobienie strachu przed nieprzewidywalną naturą, to stworzenie małego, dobrze funkcjonującego, skończonego i przyjaznego świata będącego w opozycji do wielkiego, groźnego oceanu. Statki są budowane z większą dbałością niż domy, bo są całymi światami a nie tylko częścią krajobrazu.
Freud pewnie sądziłby, a może i sądził, że miłość do statku wyraża tęsknotę za bezpieczną, zamkniętą macicą, inkubatorem, prywatnym światem. I pewnie tak jest. Słońce zachodzi, światła statku zapalają się, zewnętrzne drzwi się zamykają, statek przechodzi w stan uśpienia, chroniony szczelnym kadłubem.
Czyż auto które prowadził ojciec gdy my z bratem siedzieliśmy na tylnym siedzeniu, nie było takim bezpiecznym, zamkniętym statkiem, na czas podróży w niedziele wieczorem ze wsi do miasta? Radio nadawało audycję dla dzieci, rodzice siedzieli z przodu, zapadał ciepły zmierzch. Auto było jak podwodny okręt Nautilius z powieści Vernego.
To czy auto jest "statkiem" zależy od spojrzenia. Spojrzenie dzieci które zmęczone drogą opada do wnętrza auta, do zaciszności, spojrzenie które nie chce nic wiedzieć o zewnętrzu - to spojrzenie czyni statek.
Mój obecny statek, Renówka, jest za to jak "Pijany statek" Rimbauda. Otwarta i przeźroczysta, daleka od doskonałości i służąca poznawaniu świata. Renówką jechało się zobaczyć Salagou, kąpać nago z Zosią w rzece Herault, jechało się przez Kamargię w onirycznej comiesięcznej podróży z Arles, albo po prostu jechało się przed siebie, żeby jechać. Kocha się ją nie za przytulne wnętrze ale za to że daje swobodę przemieszczania się.
Freud rzekłby że renówka jest wyjściem poza macicę, jest dojrzałością, prawdziwym człowieczeństwem zdonlum do zmierzenia się ze swym ludzkim przeznaczeniem.
i jeszcze 26 marca
Stacja kosmiczna, wielki kontrowersyjny projekt Cywilizacji Ziemskiej przełomu XX i XXI wieku, jest ... no właśnie, jest bardzej statkiem czy jednak stacją? Pozostaje w ruchu, z prędkością około 30 tys. km/h względem powierzchni Ziemi, ale jednocześnie jej ruch jest dobrze zdeterminowany, zamknięty, nie może zasadniczo zmienić swojej trajektorii... Więc choć na pierwszy rzut oka pozostająca w ciągłej podróży, ISS jest jak najbardziej Stacją.
Swoją drogą ISS jest jeszcze jednym dowodem jak idee Szczególnej Teorii Względności Einsteina wchodzą w życie codzienne. Układy inercyjne są równoważne, a więc nie ważne czy coś się szybko porusza czy nie: nazywamy to nadal Stacją. Abstrahujemy od faktu ruchu.
27 marca
Kłopoty. Zosia się waha. Ja czy jakiś on. Prawdziwa huśtawka nastrojów, czasami raniąca mnie dogłębnie. Wydaje mi się że kiedy coś mówi nie zdaje sobie sprawy że może sprawiać ból. Bolało. Zatęskniłem za Polską. Czy po tym poznaje się ojczyznę?
A zaledwie dwie godziny później telefon optymistyczny, ciepły, o tym jak mnie potrzebuje. A ja pomyślałem, trochę już komfortowo, że nasze cierpienia nas tworzą.
Francuzki często wydają się być wychowane w feminiźmie, który przeciwstawia kobiety mężczyznom. Zosia tak czasami opowiada o nas jak o przedstawicielach dwu światów pozostajacych ze sobą w konflikcie. Nie lubię tego. Owszem, jest to pewien aspekt rzeczywistości, ale tylko jeden z wielu aspektów. I nie można wokół niego budować normalnego życia!
15-go stycznia 1954 roku Tyrmand napisał o komuniźmie: "Każdemu przy zdrowych zmysłach musi się wydać podejrzane wyjaśnienie świata i życia przy pomocy jednego prawidła, wielorakość prawideł wynika z najprostszej obserwacji." Zapodałem ten cytat Zosi - oczywiście wyszło na to że jej nie rozumiem i nie znam skoro uważam ten cytat za odpowiedni argument w dyskusji.
29 marca
Fantastyczny cytat z Tyrmanda: "Chcę żyć. Życie to udział w epoce, praca, kształtowanie swego czasu w każdym dostępnym wymiarze, to tworzenie ludzkich wartości i pozostawianie ich po sobie. Dzieci, wspomnienia, książki. Nie pogardziłbym także ozdobami - powodzeniem, materialnymi osiągnięciem, pięknymi przedmiotami wokoło, komfortem, podróżami, zasłużonym wypoczynkiem, darami przyrody. Chcę żyć i nie bać się nie tylko Pałacu Mostowskich, ale przede wszystkim własnych myśli, komprymujących się codziennie w poczucie nicości, zmarnowania, zaprzepaszczenia."
Pierwsza część tego cytatu skojarzyła mi się nieunikienie z piosenką Czyżykiewicza:
Na wytartych schodach,
Pod niebem starym jak Słońce,
Stoję; popołudnie gorące pulsuje.
Tak się zaczyna każda misja:
Znaleźć człowieka, swoją przystań
Urządzić po swojemu fragment świata
Zbratać się z nim - tak czyń.
I nie żałować słowa dobrego,
Mądrego słowa, po drogach wędrować
Zrobić co tylko się da
Aż się wypełni czas
  tańcz!
31 marca
Stan tablicy w labie dzisiaj:
A poza tym rozmawiałem z Dodi. Młoda pisarka, z którą równie dobrze się rozmawia co milczy. Tym razem przypomniała mi coś cennego. Mianowicie że wystarczy zacząć pisać, poświęcić pierwsze 15 minut na pisanie bzdur a potem myśli zaczynają się układać jakoś zręczniej, dokładniej, pisanina zaczyna mieć wartość.
Przydałoby się żeby miała jakąś wartość, bo ostatnio siłą rzeczy porównywałem się trochę do dziennika Tyrmanda no i cóż... Niebo a ziemia, jak powiadają. Swoją drogą ciekawe że takie ważne zjawisko, o którym sam kiedyś dobrze wiedziałem, uległo zapomnieniu... Czas jest bezlitosny, odbiera zarówno to, co niewarte aby trwało jak i pamięć o ważnych zasadach.
Copyright Mariusz Sapiński 2001-2005