Dziennik francuski
12-23 Lipca

12 lipca

  Jakaś tajemnica drzemie w niektórych, spontanicznych gestach człowieka. Pisałem kiedyś o niesamowitym, trudnym do opisania geście mojego kolegi. Usprawiedliwiał się wtedy dlaczego się spóźnił i wykonał dziwny ruch barkami i głową. W tym ruchu drzemała wielka cheć usprawiedliwienia się, a jednocześnie jakaś poranna świerzość i siła.

  Dziś przytrafiło mi się coś podobnego. Wyszedłem wieczorem do supermarketu. Byłem, jak wszyscy, wykończony upałem. Upałem który sprawia że nawet klimatyzację wielkiej, supermarketowej hali czuć było tylko przez chwilę, gdy się do niej wchodziło. Byłem już przy kasie po czekaniu w długim ogonku. Zapłaciłem. Wziąłem torby z zakupami i zrobiłem krok do tyłu odchodząc od kasy i nadepnąłem stopę kobiety która tamtędy właśnie przechodziła. Właściwie nie nadepnąłem, bo gdy tylko poczułem że trafiam na jakąś przeszkodę, zmęczone i powolne ciało ożyło nagle, stało się gibkie, raźne. Bez woli wykonałem swego rodzaju unik i obróciłem się lekko i w tych dwu gestach było coś bardzo świerzego i pierwotnego. Prosto z dżungli. I ta świerzość nie wynikała z dawki adrenaliny, bo nie było adrenaliny. Był to jeden z tych gestów o których najsłynniejszy samuraj Musashi Miyamoto napisał że jest "poza świadomością i poza formą" [1]. Nawet on użył cudzysłowów.

  To ciekawe gdzie drzemią ukryte pierwotne gesty i ruchy ciała i dlaczego się czasami objawiają, co je przywołuje. I czy mógłbym je sam przywoływać? Wydaje mi się że nie. Nie potrafię nawet dokładnie opisać ani mojego "uniku" ani gestu kolegi. Gdybyśmy akurat mieli kamery... coś pewnie zostałoby zarejestrowane. Ten krytyczny ułamek sekundy. Ale nie wiedząc kiedy zdarzy się nam wykonać lub zaobserwować taki gest, skąd wiedzieć kiedy filmować? Może trzeba filmować każdą chwile w życiu, niby w jakiejś lotniczej czarnej skrzynce, aby móc, w razie potrzeby, odtworzyć dowolny moment z ostatniego tygodnia lub dwu (a ile z tych momentów chcielibyśmy odtworzyć, ile spraw, gestów, widoków umyka nam bo widzimy je tylko przez krótki moment!).

13 lipca

  Po raz kolejny moja znajoma, wyluzowana, domorosła turecka filozofka i namiętna palaczka haszyszu - E., odmówiła wyjazdu na plażę. Powiedziała że nie chce się jej robić tyle drogi (raptem 20 km wygodnej dwupasmówki!) jeśli mamy tam zostać tylko 2 godziny. Powiedziała że wybrałaby się, gdybym zostawał do nocy. Zdałem sobie sprawę że "powolność" nie jest moją cechą. Że moją cechą jest bardziej ruch, przemieszczanie się, dostarczanie sobie przyjemności które możliwe są do zdobycia w różnych, oddalonych od siebie miejscach.

  W końcu pojechaliśmy z Peterem, Arnaudem i Markiem. Wiało, plaża dziwnie pusta. Słońce powoli chyliło się ku zachodowi. Plaża doznała dychotomii (jakie śliczne wyrażenie): gdy się patrzyło w prawo była prześwietlona, bez kolorów, gdy się patrzyło w lewo - przeciwnie, chmury miały lekko granatowy odcień a morze było bardziej błękitne... Feeria delikatnych barw! Dychotomia świata objawia się nawet na plaży. Wszędzie! Więc albo jest podstawową własnością rzeczywistosci albo, w co bardziej wierzę, podstawową własnością mojego umysłu.

15 lipca

  Jest życie w cywilu i życie nie po cywilnemu. Mam na myśli życie w armii, ale także za takie życie należy uznać życie duchowe, w rozumieniu indyjskich mędrców albo katolickich kontemplatyków. Ludzie Ci uważają że pierwszym etapem tego życia jest wyzbycie się wszelkiej prywatnej własności (niemalże jak życie żołnierzy!). To pierwszy krok do prawdziwej wolności i do szczęścia.

  A więc z jednej strony jest świeckie życie cywila a z drugiej inny wzór istnienia, istnienia podporządkowanego regule (militarnej lub klasztornej), a więc życie militarne lub święte, życie które się ofiaruje i to nie własnej rodzinie.

17 lipca

  "We were strolling like tourists. Either you came here and desprired, or you put your hands deeper into your pocketsand gripped your warm loose change and found you had taken one step closer to the dreamers of the nightmare. This was our inevitable shame, our share in the misery. We were on the other side, we walked here freely like the commandant once did, or his political master, poking into this or that, knowing the way out, in the full certainty of our next meal." Ian McEwan, 'Black dogs'. Cała książka pełna jest takich mądrości i obserwacji, że chciałoby się cytować niemalże każdy akapit. Opis zwiedzania obozu koncentracyjnego jest najlepszy z tych, które dotąd czytałem. Dotyka do żywego mięsa.

18 lipca

  Co za kontrast. W "Dekalogu" Kieślowskiego postacie są jakby odarte z właściwości. Charaktery zminimalizowane na potrzeby odgrywanej roli. Na potrzeby reżyserskiej wizji. A we współczesnych produkcjach pseudofilmowych, dajmy na to w moim ulubionym serialu "Friends", mamy nieskończone bogactwo właściwości, wybujałą osobowość bez próby nawet jej syntetycznego opisu a jedynie ukazaną w wielości sytuacji i stanów. Z punktu widzenia wielostronności świata "Friendsi" są lepsi od "Dekalogu". "Friendsi" to świat, "Dekalog" to wiadomość, przekaz.

19 lipca

  Zosia jak zwykle bardzo fundamentalna w swoich opiniach. Jechaliśmy autem i na skrzyżowaniu chłopcy w jaskrawo-zielonych kamizelkach sprzedawali gazety. Powiedziałem jaka zła ta praca w spalinach, że niezdrowa... Zosia: "I don't consider this as a work". Miała na myśli że to niepotrzebna praca, że prawie nikt tych gazet nie kupuje a jeśli już to z nudów (albo z litości), że gazety powinno się sprzedawać w kioskach. I miała na myśli ten paradoks: czytamy że Europa Zachodnia potrzebuje imigrantów aby się ekonomicznie rozwijać a potem widzimy tych imigrantów handlujących na ulicach pirackimi kompaktami i tandetnymi torebkami.

  Potem pomyślałem że ma racje. Prace niepotrzebne nikomu to już nie prace prawdziwe. To substytuty pracy służące temu by dać ludziom zarobek. W pewnym sensie to tak samo upokarzające jak jałmużna. A nawet gorzej, bo podważa podstawowy sens pracy jako czegoś użytecznego. Ale gdzie jest granica między pracą prawdziwą a pracą 'socjalną'? Armie urzędników zatrudnione w administracjach przeszło setki państw na naszym globie... po co one są? Jak bardzo są (bez)użyteczne? Może francuskie RMI [2] ma sens... może lepiej im płacić nawet jeśli nie będą robili nic?

20 lipca

  Marek przyznał się dzisiaj że wierzy iż komputery kwantowe załatwią sprawę sztucznej tożsamości, osobowości i inteligencji. Uważa on że są to trzy manifestacje tego samego fenomenu i że obecne komputery zapewniają już moc obliczeniową i dostęp do ogromnych pokładów danych, ale umożliwiają też idealne kopiowanie a to jest coś niezgodnego z tożsamością, więc tożsamość narodzi się w komputerach kwantowych w których będą mogły powstawać programy niepowtarzalne, swego rodzaju "fermiony" bo fermiony reprezentują część świata obdarzoną tożsamością a bozony reprezentują tą resztę, bezosobowe kontinuum, błoto, substancję bez właściwości [3].

  Marek nie mówił dzisiaj o Jess. Od kiedy zaczął się z nią spotykać, przestał mi o niej opowiadać. Mimo to zadałem ze dwa niewinne pytania: "Jak tam Jess?" i "Jedziesz z nią na wakacje?". Odpowiedział "OK" i "Jeszcze nie wiem", ale twarz... twarz i oczy... nie kłamią. Policzki ściągnęły mu się w mimowolnym uśmiechu silniejszym niż jego wola a w oczach, przysiągłbym, w oczach błysnęła jakaś szczęśliwa wilgotność. U Marka i Jess wszystko w porządku.

21 lipca

  Przechodziłem przez ruchliwą ulicę i auta przejeżdżały pół metra ode mnie. Jak nidy dotąd poczułem że auta są maszynami. Mknęły ale słychać było ich cylindry, osie, przeguby...

  Ale jest coś co się nie do końca zgadza. Olej. Olej jest ciekły, czarny, biologiczny. Przypomina krew. Przypomina że maszyny są naszym wytworem a my jesteśmy zrobieni głównie z płynów. My bazujemy na wodzie, one na mineralnym oleju.

22 lipca

  Wstałem rano, ubrałem się i zastygłem w bezruchu jakby nic już nie pozostawało do zrobienia. Ten bezruch wyrażał miłość do Zosi. Zupełnie jak w pewnej książce Conrada. (Od lat usiłuję sobie przypomnieć w której to było. Ostatnio nawet przeczytałem znowu "Korsarza" ale nie znalazłem tam tego fragmentu.)

wieczorem:

  Dzisiaj zdarzyła się ta chwila... nazywam ją pierwszą chwilą jesieni. Co roku, w środku lata się to zdarza. Chmury, chłodno i ten wiatr i te liście spadające z drzew. Czasami trwa to dzień, czasami pół godziny, po południu czy w nocy. Jakby potwierdzenie chińskiego jin i jang, tych dwu przeciwieństw z których każde ma w sobie zoarno tego drugiego.

  Ale jutro znowu będzie słońce i upał i gwarantowana pełnia lata.

23 lipca

  Długo, długo nie miałem samochodu. Nie brakowało mi go za bardzo, ale w końcu wyjechałem na w miejsce gdzie bez auta żyje się ciężko. No i kupiłem.

  Jedno z pierwszych spostrzeżeń było takie, że o ile kiedyś przemieszczałem się o kilka kilometrów dziennie, pieszo czy na rowerze, to teraz średnio dziennie pokonuję więcej niż kilkanaście. Objazdy, często kilkukilometrowe, drogi jednokierunkowe... niby zaczynamy mieć mało przestrzeni w miastach, za duży ruch, ale auto powoduje że przeszywamy tą przestrzeń na wielokrotnie większych dystansach niż pieszo czy rowerem. Nie optymalizujemy już trasy pod katem dystansu, w wielkich miastach raczej chodzi o czas przejazdu.

  Oczywiście dodać trzeba wieczorne wycieczki 'za miasto', no bo skoro ma się ochotę odetchnąć świerzym powietrzem i ma się auto to czemu nie pojechać?

  Nocna szychta. Godzina 3:13. Ptaki w hali zaczynają świergotać... Jak szybko tym razem minęło!

  Ktoś ustawił dwa krzesła przed ścianą. Wyglądały jak krzesła przed ścianą płaczu w Jerozolimie. Nie mogę uwierzyć że ktoś na tych krzesłach siedział i wpatrywał się w betonową scianę odgradzającą go od strefy niebezpiecznej, od wiązki.


[1] Musashi Miyamoto, "Księga pięciu kręgów". [2] RMI - revenue minimum d'insertion [3] Najbardziej bezosobowym continuum jakie można sobie wyobrazić jest, oprócz próżni która w gruncie rzeczy ma cechy tak absurdale że aż nie do wyobrażenia, Ciemna Energia, która wydaje się być niezbędną składową współczesnej kosmologii, a która tak bardzo przypomina Chaos opisany przez Hezjoda w Teogonii.
Copyright Mariusz Sapinski 2001-2007